wtorek, 10 grudnia 2019

Podróż do Indochin - spotkanie z Piotrem Wnukiem

9 grudnia gościem Gminnej Biblioteki Publicznej w Baniach Mazurskich był Piotr Wnuk, pasjonat podróży w stylu wagabundy przemierzający świat autostopem, lokalnym transportem, motorem, rowerem lub na piechotę. Do tej pory odwiedził 40 krajów, m.in. Laos, Birmę, Kambodżę, Wietnam, Tajlandię, Japonię, Iran, Liban, Maroko, Nową Zelandię, Norwegię, Bałkany i wiele innych. Uwielbia schodzić z utartych szlaków i szuka miejsc niekomercyjnych, aby poznać kulturę odwiedzanego kraju oraz ludzi i ich prawdziwe życie, na co dzień. Piotr Wnuk został zwycięzcą festiwalu podróżniczego Równoleżnik Zero.
Podróżnik zabrał w swoją podróż klasę VIII a i b z Szkoły Podstawowej w Baniach Mazurskich. Mówił o swoich doświadczeniach i życiu w Wietnamie, Laosie, Kambodży i Birmie. 

SAM PODRÓŻNIK PIOTR WNUK O SWOICH WYPRAWACH
Chciałbym opowiedzieć o swoich dwóch wyprawach do Indochin – Wietnamu, Laosu, Kambodży oraz Birmy. Pierwsza trwała prawie cztery miesiące i zakończyła się w 2016 r. Druga, trwała trzy miesiące i zakończyła się w tym roku. Podczas pierwszej podróży przejechałem około 20 tysięcy kilometrów lokalnym transportem (autobusy i pociągi), autostopem, motorem oraz rowerem. I wiele kilometrów przebyłem piechotą. Chciałbym opowiedzieć zarazem o swoich przygodach jak też o rzeczach istotnych, ważnych, trudnych i bardzo często przez to niepopularnych. Chciałbym też spróbować przybliżyć dominującą w tym rejonie świata religię jaką jest buddyzm oraz bardzo mocno zakorzeniony animizm.
Ale chce też powiedzieć o tym, że Wietnam staje się miejscem bardzo komercyjnym i niestety nieprzyjaznym dla podróżnika. W wielu dużych miastach i popularnych miejscach przybysz staje się „chodzącym portfelem”. Miejscowi nie chcą poznać go jako człowieka, tylko zarobić na nim jak najwięcej. Próby wymuszeń i oszustw stają się nagminne. Jak nie będziesz chciał zapłacić w autobusie dziesięć razy więcej niż kosztuje bilet, to Cię z tego autobusu wyrzucą. Umówisz się z kierowcą tuk-tuka na określoną kwotę za przejazd, to potem będzie chciał trzy razy więcej. Na szczęście w małych niekomercyjnych miejscowościach ludzie są wspaniali i bezinteresowni. I ten kontrast chciałbym pokazać. 
Kolejnym etapem podróży była Kambodża. Chcę powiedzieć o wycince dżungli w Górach Kardamonowych, o wielkich silosach, które służą jako pułapki na ptaki i dziesiątkują je w promieniu wielu kilometrów. Chce pokazać wielki kontrast pomiędzy nowo powstającymi buddyjskimi świątyniami, pełnymi przepychu a biednymi wioskami nieopodal.
Przede wszystkim opowiem jak byłem wolontariuszem w wiejskiej szkole im. Polskich Żołnierzy, patronów owej szkoły, którzy stacjonowali w Kambodży w latach 1992-1993 i odpowiedzialni byli za zabezpieczenie logistyczne i inżynieryjne ONZ-towskich sił pokojowych. Podczas swojej misji stoczyli kilka zwycięskich potyczek z czerwonymi khmerami. Moje obowiązki jako wolontariusza sprowadzały się do robienia wszystkiego co było potrzebne do prowadzenia szkoły. Zajmowałem się prostymi pracami budowlanymi, malowaniem klas, ławek. Uczyłem też dzieciaki języka angielskiego. W przerwach pomiędzy zajęciami wsiadałem na rower i jeździłem po okolicznych wioskach. Niejednokrotnie podczas takich wycieczek dzieciaki krzyczały za mną „Hello Teacher!”. Najbardziej lubiłem grać z nimi w piłkę nożną. Grali wszyscy razem, dziewczęta razem z chłopakami. Wielu bez butów. Podróżowanie to bardzo często hedonistyczne doznania, ale poprzez taki wolontariat i bezinteresowną pomoc podróżowanie staje się pełniejsze. 
Wspomnę też o stolicy, która stała się metropolią i nadal się  rozbudowuje. Koszty tej rozbudowy ponoszą najbiedniejsi. Jeżeli gdzieś mają powstać jakieś nowe biurowce lub budynki, to mieszkających tam ludzi są po prostu wyrzucani przy pomocy opłaconej policji oraz wojska. Bez żadnej rekompensaty i odszkodowania. Cegielnie pracują pełną parą. A w nich dzieci oraz dorośli bez żadnych zabezpieczeń socjalnych. Jeżeli komuś przytrafi się wypadek, nie ma co liczyć na pomoc. Stawki za katorżniczą pracę są głodowe. 
Okrężną drogą, poprzez region Mondulkiri docieram do granicy i wjeżdżam do Laosu. Celem jest pobliski płaskowyż Bolaven, słynący z uprawy kawy i przeogromnej urody wodospadów. Zostaję na kilka dni w animistycznej wiosce i dowiaduję się wiele o lokalnych zwyczajach od mojego gospodarza, którego wuj jest szamanem. Mam okazję zobaczyć jak wyglądają przygotowania do wesela, i jak składa się ofiarę z młodego byka. Pewnego dnia, razem z rodziną, u której mieszkałem, łapiemy wieczorem pasikoniki, które potem wspólnie przyrządzamy i zjadamy. Razem z moim gospodarzem jem też czerwone mrówki. Są orzeźwiające i smakują jak limonka. Opowiem o wielu lokalnych przesądach, jak choćby o tym, że nie wolno zapukać do czyjegoś domu, bo sprowadza się wtedy na ten dom nieszczęście. Aby je odwrócić, gospodarze muszą złożyć ofiarę z byka. Ten, który zapukał musi za tego byka zapłacić. 
Kilka dni mieszkałem też w wioseczce Ban Na w Laosie Północnym i eksplorowałem pobliskie tereny. Łowiłem z moim gospodarzem ryby, rzucając siecią, uczyłem się jak przyrządzać lokalne posiłki, myłem się razem z nim w pobliskiej rzece. Podpatrywałem jak wyrabia się cegły chałupniczym sposobem oraz jak wytwarza się lokalny bimberek laolao. Opowiem też w jaki sposób mieszkańcy wiosek pozyskują prąd z lokalnej rzeki przy użyciu prostych urządzeń mechanicznych. 
Chcę opowiedzieć o Birmie, której „biali” przybysze z zachodu wyrządzili dużo krzywd, a mimo to jej mieszkańcy są nieprawdopodobnie gościnni i podchodzą do przybysza na ulicy, żeby mu pomóc, wskazać drogę, zaprowadzić na autobus. I wszystko to bezinteresownie, bez chęci otrzymania za to jakiegokolwiek wynagrodzenia. Chcę opowiedzieć o ogromnej biedzie, która towarzyszy większości mieszkańców tego kraju, pomimo tego, że jest on w posiadaniu ogromnej ilości cennych kruszców oraz złóż różnorodnych wartościowych surowców. Chciałbym też opowiedzieć o Chińskiej dominacji w tym regionie świata.
Ale przede wszystkim chciałbym opowiedzieć też o tych wszystkich wspaniałych rzeczach, których udało mi się doświadczyć podczas mojej podróży. O wspaniałych, bezinteresownych, ciężko pracujących ludziach. O zjawiskowej, dzikiej naturze. O wspaniałej jakże odmiennej architekturze. A także o towarzyszącej mi na każdym kroku odmienności od tego co znane i pozostawione tutaj u siebie na miejscu.